Święta, święta..i po świętach : )
Mam nadzieję, że te wyjątkowe dni minęły Wam wszystkim w
radosnych nastrojach, a Mikołaj docenił Wasze całoroczne starania i przyniósł
piękne prezenty :) Ja nie mogę narzekać, ponieważ zostałam obdarowana tak hojnie,
że aż zastanawiam się czy aby na pewno zasłużyłam... :)
Ja, robiąc w tym roku prezenty nie mogłam oprzeć się
pokusie wykorzystania swoich nowych umiejętności „szyciowych” i tak
na przykład dla swojej przyszłej siostrzenicy uszyłam mały, patchworkowy kocyk.
Przyznaję się bez bicia, że była to moja pierwsza próba patchworkowa (do
odważnych świat należy, a co!: )) i zdecydowanie nie jest idealna..Ale starałam
się bardzo, włożyłam w swoją pracę całe serducho i mimo sprzeciwów mojej Juno
jakoś wyszło..
Docelowo kocyk ma ok. 100cm x 70 cm i jest w 100% z bawełny.
Niestety nie miałam stopki z górnym transportem, co by mi patchworkowa kanapka
równo pod igłą maszerowała ,stąd te marszczenia, szczególnie widoczne na dolnej warstwie kocyka..Ale
myślę, że jest to też poniekąd wina wkładu, do którego akurat miałam dostęp,
ponieważ był to wkład odzieżowy (do kurtek), który jest baaardzo puszysty i nieszczególnie lubi współpracować..
Lamówkę przyszywałam
ręcznie i sprawiło mi to chyba największą przyjemność . Zdecydowanie jestem
fanką takiego wykończenia : )
Cóż..ideał to może nie jest, ale na początek może być.
Biorąc pod uwagę wszelkie okoliczności powstawania mojego pierwszego patchworku
ogólna ocena jest raczej pozytywna ( w końcu jednak kocyk został wysłany w swoją
podróż do słonecznej Italii chociaż była chwila zwątpienia czy aby na pewno nadaje się on do pokazania komukolwiek:))Mam nadzieję jednak, że jak nasza
Walentynka przyjdzie na świat to będzie z niego zadowolona : )
Pozdrawiam cieplutko!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz